Wkrótce na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Lesznie zasiądzie trzech mężczyzn, którym postawiono zarzuty wycinki i przywłaszczenia drewna. Pierwszej kradzieży dokonali na terenie Nadleśnictwa Karczma Borowa, natomiast drugiej w prywatnym lesie. Wartość skradzionego drewna oszacowano na ponad dwa tysiące złotych.
– W naszych lasach gołym okiem widać, że mieszkańcom zaczyna brakować opału. Wycinają pojedyncze drzewa, ale znacznie częściej podbierają drewno ze stosów – mówi Ryszard Łopusiewicz, nadleśniczy Nadleśnictwa Włoszakowice.
Podobnie jest w pozostałych nadleśnictwach regionu, w których trwa mobilizacja. Nasilające się kradzieże oznaczają też wzmożoną aktywność strażników leśnych i leśniczych, organizujących zasadzki i wykorzystujących przy tym nowoczesny sprzęt – kamery rejestrujące albo czujniki ruchu. Te ostatnie wysyłają też powiadomienia SMS-em. Wszystko po to, by zminimalizować skalę przestępstw. Mimo to ich wykrywalność jest nadal znikoma.
– Kradzieży jest znacznie więcej niż zatrzymań. Szacuję, że udaje się ustalić sprawców około 20 procent z nich – tłumaczy Aleksander Świgoń, nadleśniczy Nadleśnictwa Karczma Borowa w Lesznie. – Trzeba jednak zaznaczyć, że kradzieże nie dotyczą potężnych ilości drewna i stanowią niewielki procent w skali działalności, którą prowadzimy. Są jednak dla nas bardzo uciążliwe.
Pomysłowość złodziei także nie ułatwia strażnikom pracy. W lesie pod Dębcem Nowym doszło do kradzieży w noc sylwestrową, ponieważ sprawca nie spodziewał się, że oprócz niego przy złożonych w stos pniach pojawią się leśnicy.
Jeszcze większą pomysłowością wykazała się rodzina mieszkająca w gminie Wielichowo, która przez trzy tygodnie okradała państwowe lasy. Wpadła dopiero wtedy, gdy leśniczy uświadomił sobie, kiedy mogło dochodzić do tych kradzieży. Okazało się, że jego sąsiedzi wykorzystywali na przestępczy proceder niedzielne popołudnia, gdy on był w kościele.
– Przez ostatnie dwa i pół miesiąca odnotowaliśmy ilość przestępstw odpowiadającą półrocznej liczbie kradzieży dokonywanych w ubiegłych latach – mówi Aleksander Kaaz, komendant straży leśnej w Nadleśnictwie Karczma Borowa.
Sprawców udaje się zatrzymać głównie dzięki zasadzkom i życzliwości mieszkańców, którzy często informują leśników o kradzieżach. Prawdziwą zmorą strażników są samochody dostawcze, bo kiedy drewno zostanie już załadowane do busa, to w większości wypadków znika bez śladu. Jeśli auto nie zostanie zatrzymane na miejscu lub nie uda się dotrzeć do posesji, na którą je przewieziono, kończy jako opał w piecu lub kominku.
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?