Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Regionalny Puchar Polski. Całe życie na obronie. Stoper Świtu myśli o karierze adwokata

Kaja Krasnodębska
Mieszkając w Portugalii, na szkolnych przerwach grywał w piłkę z reprezentantem Anglii Erikiem Dierem, jesienią między wykładami z filozofii prawa hamował napastników Odry Opole, czy Podbeskidzia Bielsko-Biała. Teraz piłkarz Świtu Nowy Dwór Kamil Dankowski walczy z kontuzją i pracą magisterską.

- Nigdy nie miałem okazji go poznać, nigdy też nie graliśmy przeciwko sobie - na pytanie o Kamila Dankowskiego odpowiedział… Kamil Dankowski. - Kojarzę go jednak z nazwiska; gdy grał w Legii, nieraz dostawałem wiadomości od kibiców z Warszawy - bynajmniej nie chcieli rozmawiać o moich występach w Śląsku Wrocław.

Z przypadkowej zbieżności nazwisk śmiał się także piłkarz Świtu Nowy Dwór. Choć nie są do siebie podobni, dzielą ich setki kilometrów i dwa lata różnicy wieku, myleni byli nie tylko przez fanów. - Kiedyś odezwał się do mnie jakiś menedżer. Twierdził, że znalazł dla mnie klub w Premier League albo Championship. Myślałem, że żartuje, a on po prostu wziął mnie za Kamila Dankowskiego z Ekstraklasy. Gdy zorientował się, że ja nigdy w niej nie występowałem, urwał kontakt.

Poza imieniem, nazwiskiem, oraz pozycją (obaj występują w linii obrony), Kamilów Dankowskich łączy także gra w juniorskich reprezentacjach Polski, oraz skłonność do kontuzji. W tym sezonie z uwagi na kłopoty ze zdrowiem obaj nie byli w stanie pomóc swoim drużynom w kluczowych spotkaniach. Piłkarz Świtu nie mógł wziąć udziału w żadnym z meczów tegorocznej edycji regionalnego Pucharu Polski. Jeśli chodzi jednak o organizowane przez PZPN rozgrywki, to 24-letni zawodnik ma w nich spore doświadczenie. - Debiutowałem w nich jeszcze jako piłkarz rezerw Legii i wówczas wygrałem je po raz pierwszy. Drugi raz rok temu. Można więc powiedzieć, że jestem weteranem tych zawodów - stwierdził.

Dankowski zagrał we wszystkich meczach ubiegłorocznej edycji regionalnego Pucharu Polski. - Fajne wspomnienie, chociaż muszę przyznać, że nie zawsze było łatwo. Ciężko czasem zmobilizować się na mecze z rywalami z okręgówki czy czwartej ligi... Finał jest jednak wart wszelkich starań. Pamiętam ten z zeszłego roku, rozgrywany w Wólce Kozodawskiej; małe boisko, padał deszcz a mimo wszystko nasi kibice licznie zjawili się na trybunie. Stworzyli oprawę - były race, serpentyny. To wszystko tworzyło szczególną atmosferę. Grało się tam naprawdę przyjemnie, ale dla nas piłkarzy najważniejsza była jednak nagroda - przepustka do ogólnopolskiego Pucharu Polski.

I tam Świt nie rozczarował. Trzecioligowcowi udało się dojść aż do 1/16 finału, gdzie 1:3 uległ Podbeskidziu Bielsko-Biała. Wcześniej wyeliminował dwie ekipy grające na zapleczu Lotto Ekstraklasy: Odrę Opolę i Olimpię Grudziądz. - To była jedna z fajniejszych przygód, jakie przeżyłem - przyznał Dankowski. - Po zwycięstwie z Olimpią całą drużyną poszliśmy nad Wisłę i patrząc na Stadion Narodowy obiecaliśmy sobie, że zrobimy wszystko aby kiedyś tam zagrać. Niestety nie udało się, z rozgrywek odpadliśmy już w kolejnej rundzie. Ale sam Świt na tym obiekcie się pojawił… podczas losowania.

- Transmisję z losowania oglądaliśmy na sali konferencyjnej w klubowym budynku. Chcieliśmy trafić na Legię, jak nie na nią to chociaż na jakąś inną ekstraklasową drużynę. Dla nas, zawodników występujących w niższych ligach, spotkania z rywalami z najwyższej polskiej półki to jest pewnego rodzaju atrakcja. Taka możliwość daje nam motywację już w pierwszych spotkaniach z teoretycznie słabszymi przeciwnikami i sprawia, że Puchar Polski momentami staje się ważniejszy od ligi.

W przeciwieństwie do tego, co można zaobserwować wśród drużyn ekstraklasowych, trener Świtu na rozgrywki Pucharu Polski wystawiał mocniejszy skład niż w lidze. - Tam już na dobrą sprawę nie mieliśmy już o co walczyć. Utrzymanie już dawno zapewnione, awans poza naszym zasięgiem. Moim zdaniem miejsce w tabeli nieco poniżej oczekiwań - przyznał Kamil Dankowski. - Wobec tego regionalny Puchar Polski stał się poniekąd priorytetem. Daje nie tylko szansę zmierzenia się w kolejnych rundach z lepszymi przeciwnikami, ale też pieniądze. Dla trzecioligowca jest to spory zastrzyk gotówki.

W tym roku nowodworzanie będą musieli poradzić sobie bez tych pieniędzy. W półfinale przegrali z grającą szczebel niżej Victorią Sulejówek, tym samym żegnając się z rozgrywkami. Kamil Dankowski nie ma jednak czasu na rozpamiętywanie porażki. W najbliższym czasie musi skończyć pisać pracę magisterską. Na co dzień, poza grą w piłkę studiuje bowiem prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Pokazuje, że spokojnie można połączyć studia z profesjonalnym futbolem - jakoś dałem radę. Kluczowy był rozsądny plan zajęć; z uwagi na mecze, zawsze starałem się o wolne środy. Nie gramy w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy, więc w inne dni spokojnie mogłem pojawiać się na uczelni - przyznaje.

Ciężka praca przyniosła efekty; teraz od uzyskania dyplomu dzieli go jedynie obrona. - Bardzo zależy mi na tym, aby skończyć wszystko w terminie, bo już w październiku zaczynają się egzaminy na aplikacje. Chcę sobie zostawić szansę przystąpienia do nich, zwłaszcza że myślę o zawodzie adwokata.

- Całe życie na obronie - śmieje się stoper Świtu. - Pracę magisterską piszę na temat roli biegłych w postępowaniu karnym i chyba ta dziedzina najbardziej mnie interesuje. Ciężko powiedzieć, co będę robił w przyszłości, ale zawsze trzeba mieć plan B. Jedna kontuzja może przekreślić karierę. Ja jestem właśnie w takim przypadku. Znowu doznałem urazu i lekarze mówią, że powinienem nieco zwolnić, jeśli w ogóle nie zrezygnować ze sportu.

Kontuzje często stawały Dankowskiemu na drodze. Kto wie, gdzie by się znalazł, gdyby nie urazy. W Akademii Legii trenował chodząc jeszcze do szkoły podstawowej, jako junior liznął też europejskiego futbolu, gdy przez trzy lata mieszkał w Portugalii. - Bardzo fajnie wspominam te lata. Dużo zyskałem dzięki temu wyjazdowi. Chodziłem do brytyjskiej szkoły, więc nauczyłem się też języka na tyle, że w Polsce mogłem zrobić sobie certyfikat znajomości angielskiego. Mam super wspomnienia, znajomych. Stamtąd też znam Erica Diera. Na przerwach czy po zajęciach często graliśmy razem w piłkę. On już wówczas był zawodnikiem Sportingu i próbował mnie zresztą wprowadzić na testy. Ja byłem jednak związany z Legią. Umówiliśmy się, że po trzech latach spędzonych zagranicą, wrócę do ekipy Wojskowych. W Portugalii przebywałem więc de facto na wypożyczeniu. Sporting był zainteresowany jedynie zawodnikami, których mógł pozyskać na stałe.

W rezultacie Kamil Dankowski musiał obejść się smakiem. Nie chce jednak analizować, co by było, gdyby… - Od początku wiedziałem, że będę musiał wrócić do kraju. Do Portugalii pojechałem z rodzicami i w założeniu wszyscy z powrotem przeprowadzaliśmy się do Polski. Gdy wyjeżdżaliśmy miałem jedenaście lat, więc byłem w pewien sposób uzależniony od mojej rodziny.

Ostatecznie został więc zawodnikiem GD Estoril-Praia, w którym występował również polski bramkarz, Paweł Kieszek. Trafił na dobry okres; gdy trenował z juniorskimi zespołami, pierwsza drużyna awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej, a także wywalczyła sobie miejsce w eliminacjach do europejskich pucharów. - I bez gry w Sportingu wyjazdem do Portugalii zyskałem jako piłkarz. Tam nacisk w szkoleniu był kładziony na zupełnie inne elementy niż w Polsce. Tutaj stawia się na siłę, wytrzymałość, tam skupiają się bardziej na technice. Wydaje mi się, że łatwo można to zresztą zauważyć porównując ligowe rozgrywki. Myślę że tamtejsze podejście pomogło mi także po powrocie do kraju.

Dier zawodnikiem klubu z Lizbony był do lata 2014 roku. Później przeniósł się do Tottenhamu i stał jedną z gwiazd rodzimego futbolu. - W tamtych czasach aż tak bardzo od niego nie odstawaliśmy. Mogę więc powiedzieć, że wygrałem kilka pojedynków z dzisiejszym reprezentantem Anglii. Właściwie to jedyne, co mi pozostało - dzisiaj on jedzie na mundial do Rosji, a ja gram w trzecioligowym średniaku, który już pożegnał się z rozgrywkami regionalnego Pucharu Polski.

Kariera Dankowskiego zapowiadała się zupełnie inaczej. Na swoim koncie ma przecież występy w juniorskich kadrach U-16 i U-17. -Tam miałem przyjemność spotkać się z najlepszym zawodnikiem, z którym dane było mi grać. Uważam, że Piotrek Zieliński ze swoimi umiejętnościami i potencjałem może zajść dalej niż Eric Dier. To świetny piłkarz, cieszę się, że mogłem dzielić z nim pokój.

Rozpoznasz kibicowską przyśpiewkę? [QUIZ]

REGIONALNY PUCHAR POLSKI w SPORTOWY24.PL

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Regionalny Puchar Polski. Całe życie na obronie. Stoper Świtu myśli o karierze adwokata - Mazowieckie Nasze Miasto

Wróć na mazowieckie.naszemiasto.pl Nasze Miasto