Autor:

2015-11-20, Aktualizacja: 2016-03-29 13:40

Telefonem też można zrobić dobre zdjęcia, nawet w Czarnobylu

Jest wesołe miasteczko, tylko nie ma kto się tam bawić. Są bloki, ale nikt w nich nie mieszka. Po ludziach zostały tylko rzeczy, w przedszkolu pełno wybrakowanych lalek bez nogi czy oka, na ścianach domów wiszą jeszcze święte obrazy i rodzinne fotografie. W to miejsce, które przestało żyć niemal 30 lat temu, wybrał się Bartosz Malak. Historię Czarnobyla opowiedział na zdjęciach zrobionych komórką.

Podobno mieszka tam dużo wilków, ale na szczęście ich nie spotkał. Bartosz Malak widział za to eksperymentalną fermę ryb przekształconą z zakładu rybnego, odwiedził basen w Prypeci czy szpital położony w tym samym mieście, a dokładniej w tym, co z niego zostało po tym, jak 26 kwietnia 1986 roku o godz. 1:24 doszło do największej awarii jądrowej w historii. W elektrowni w Czarnobylu nastąpiła seria eksplozji, co doprowadziło do zniszczenia pokrywy bloku czwartego i uwolnienia materiału radioaktywnego. Mieszkańcy okolicznych wiosek i miasta Prypeć zostali ewakuowani.

© Bartosz Malak
Eksperymentalna ferma ryb w Czarnobylu

Miesiąc temu Czarnobylską Strefę Zamkniętą odwiedził Bartosz Malak. Pasją tego 25-latka, który na co dzień zajmuje się pozycjonowaniem stron internetowych, jest robienie zdjęć komórką.

- Na ten pomysł wpadłem trzy lata temu, nie miałem wtedy lustrzanki czy nawet kompaktowego aparatu cyfrowego. Zacząłem wychodzić w plener i robiłem zdjęcia telefonem. Potem kupowałem coraz to nowsze modele, które gwarantowały lepszą jakość zdjęć i akcesoria, jak statyw czy dodatkowe baterie - mówi Malak. - Stworzyłem stronę fotokomorka.com, z pomocą której staram się pokazać ludziom, że telefonem też można robić ciekawe zdjęcia. Nie jest do tego potrzebna lustrzanka czy profesjonalny sprzęt, chodzi o pasję i chęci. Telefon zawsze mamy przy sobie, a taki aparat nie jest ciągle pod ręką. Gdy widzimy jakiś ciekawy kadr, np. zachód słońca, od razu możemy zrobić dobre zdjęcie - dodaje.

© Bartosz Malak
Szkoła w Prypeci

Na stronie Malaka nie pojawiają się przypadkowe zdjęcia, warunek jest jeden, muszą być to opuszczone budynki.

- Zamknięta strefa czarnobylska jest spełnieniem marzeń dla urban explorerów, czyli osób które odwiedzają opuszczone miejsca. O wyjeździe na Ukrainę myślałem już rok temu, ale zabrakło mi wtedy pieniędzy i czasu. Teraz zgłębiłem temat i zrozumiałem, że mogę zrobić tam telefonem naprawdę ciekawe fotografie - wyjaśnia Malak. - Warto też pamiętać, że urban exploration ma niepisane zasady, nie można m.in. włamywać się do budynków, wybijać okien, niszczyć czegokolwiek czy zabierać rzeczy z opuszczonych miejsc. Mówi się, że eksplorator zostawia tylko odcisk buta, a zabiera zdjęcia zrobione aparatem czy komórką. Ja wchodzę do opuszczonego miejsca tylko wtedy, gdy są otwarte drzwi lub okno. Nigdy jeszcze nie wybiłem szyby, żeby gdzieś wejść, bo szanuję te miejsca.

© Bartosz Malak
Opuszczony basen w Prypeci

Bartosz w trakcie wizyty w zamkniętej strefie pięć dni mieszkał w Czarnobylu - nie można tam jednorazowo zostać dłużej. Jak sam przyznaje, największe wrażenie zrobiło na nim wejście do elektrowni atomowej, w której doszło do awarii. Był w środku pomiędzy trzecim i czwartym blokiem, stał pod ścianą i wyobrażał sobie, że za nią jest ten zniszczony blok, że tam promieniowanie szaleje.

© Bartosz Malak
Wesołe miasteczko w Prypeci

Malaka zaciekawił też Prypeć, miasto zbudowane na początku lat 70. XX wieku dla pracowników elektrowni w Czarnobylu. Mieszkańcy opuścili je w ciągu dwóch i pół godziny.

- To miejsce jest ewenementem na światową skalę. Miasto Prypeć to najkrócej istniejące miasto świata - mówi Malak. - Kiedy doszło do katastrofy w Czarnobylu, Prypeć był miastem rozwijającym się, średnia wieku wynosiła ok. 26 lat. Było tam dużo dzieci, istniało kilkanaście przedszkoli i pięć szkół. Wybudowano też basen, szkołę muzyczną, dom kultury, szpital z dużym oddziałem ginekologiczno-położniczym czy zakłady Jupiter, oficjalnie powstawały tam radiomagnetofony, nieoficjalnie mówiło się, że władze radzieckie przetwarzały tam paliwo jądrowe, aby uzyskać pluton potrzebny do budowy bomb atomowych.

© Bartosz Malak
Szpital w Prypeci

Po katastrofie i ewakuacji mieszkańców Prypeci z większości mieszkań wojskowi wyrzucili rzeczy, wywieźli je za miasto i zakopali. Zrobili to głównie dlatego, żeby ludzie nie mieli tam już po co wracać. Ogołocone budynki stoją tam pozarastane do dziś. W przedszkolach leżą pojedyncze zabawki, w szkołach widać porozrzucane książki. W Prypeci można zobaczyć już tylko dzikie zwierzęta, w czasie swojej wizyty Bartosz widział lisy i psy, jak również dziko żyjące konie Przewalskiego. Ponoć są też wilki, ale na szczęście nie spotkał ich na swojej drodze.

© Bartosz Malak
Przedszkole w Kopaczach

W zamkniętej strefie podobno zdarzają się też kradzieże.

- Słyszałem historię, jak pewnego razu kilku złomiarzy ciągnęło wannę przez środek Prypeci. Niestety osoby, które odwiedzają to miejsce, nie są lepsze. Zdarzają się ludzie, którzy zabierają stamtąd liczne przedmioty, w tym bardzo mocno napromieniowane ubrania strażaków, którzy brali udział w gaszeniu pożaru. Nie wiedziano wtedy do końca, co z tymi ubraniami zrobić i zostawiono je w piwnicy szpitala w Prypeci. Te stroje do dzisiaj mocno promieniują, sprawdzałem to osobiście dozymetrem (narzędzie do pomiaru dawki promieniowania jonizującego lub aktywności promieniotwórczej preparatów - przyp. red.).

© Bartosz Malak
Szkoła w Czarnobylu

W strefie są miejsca wymarłe, ale są też takie, które wyglądają na zamieszkałe. W wioskach wciąż można znaleźć domy, gdzie po wejściu ma się wrażenie, że właściciele wyszli stamtąd przed chwilą i zaraz wrócą. W jednym z nich, jak opowiadał Malak, ubrania wciąż wiszą w szafie, na ścianie są święte obrazki i dużo zdjęć ludzi, którzy tam kiedyś mieszkali.

© Bartosz Malak
Opuszczony dom w jednej z wiosek

W strefie zdarzają się mieszkańcy zwani „Samosiełami”, to przesiedleni Ukraińcy, którzy wrócili w okolice Czarnobyla i starają się prowadzić tam normalne życie. Bartosz spotkał ich na swojej drodze. I choć niedawno wrócił z wyprawy, to już planuje następną wycieczkę w tamte rejony.

© Bartosz Malak
Szkoła w Czarnobylu

- Z wyjazdu do "Zony", na którą wybrałem się z wycieczką organizowaną przez polskie biuro podróży, przywiozłem ponad 2500 tysiąca zdjęć. Wyszło ich tyle, m.in. dlatego, że robiłem pięć fotografii każdego kadru. Czasu było mało, mieliśmy bardzo napięty plan, grupa też była spora i ciężko było zrobić dobre zdjęcie, dlatego za rok planuję tam wrócić.

© Bartosz Malak
Szkoła
Więcej zdjęć Bartosza Malaka znajdziecie na jego stronie internetowej oraz na Facebooku
  •  Komentarze 5

Komentarze (5)

Beata (gość)

Słyszałeś kiedyś o robieniu zdjęć HDR?? Robisz pięć fotek o różnej ekspozycji i z nich "wywołujesz" jedno. Pewnie dlatego zrobił, aż tyle zdjęć!

Ania (gość) (tornado147)

To pokaż swoje wybitny krytyku fotografii...

Anonim (gość)

Urządzenie do pomiaru promieniowania to dozymetr, a nie dyzometr. :)

tornado147 (gość)

To nie lepiej było zrobić 1000 zdjęć,ale dobrych,a nie 2500 kaszany ?

dotchła pani wózku (gość)

Jaki miesiąc temu? jakie 30 lat?????? 30-sta rocznica będzie w kwietniu 2016 roku!