MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Adam Kobayashi, lekarz z Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu wspomina walkę z koronawirusem: to niewidzialny wróg

Piotr Stańczak
Piotr Stańczak
Adam Kobayashi jest kierownikiem klinicznego oddziału neurologii Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu.
Adam Kobayashi jest kierownikiem klinicznego oddziału neurologii Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu. Piotr Stańczak
Profesor Adam Kobayashi, wybitny polski neurolog stanął wraz z innymi lekarzami na pierwszym froncie walki z koronawirusem. Na co dzień jest kierownikiem klinicznego oddziału neurologii w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu.

Szpital na Józefowie przez wiele tygodni był na ustach nie tylko mieszkańców regionu. Przed rozmową zastanawiałem się, o co właściwie zapytać lekarza z pierwszego frontu. Może banalnie - jak pan się czuje po dotychczas już stoczonej batalii z niewidzialnym wrogiem?
- Przede wszystkim chcę podziękować wszystkim koleżankom i kolegom, którzy pracowali ze mną, jak również tym, którzy nie mogli być w szpitalu ze względu na to, że też chorowali. Byli też i lekarze, którzy przyjeżdżali często dobrowolnie, aby nas wesprzeć. Co mogę powiedzieć - to jeszcze nie jest koniec. Pandemia tak naprawdę dopiero się zaczęła, może jeszcze dotknąć mocno zarazem nasz szpital jak też inne placówki. W tej chwili na Józefowie udało nam się rozwiązać problem infekcji wewnątrz szpitala. Pacjenci albo zostali wypisani do domów, albo nie mieli już objawów i wyzdrowieli, inni trafili do szpitala jednoimiennego. Niestety, cześć także zmarła. Pod względem stanu epidemiologicznego sytuacja jest opanowana. Największym obecnie problemem jest stan kadrowy. Głównie pielęgniarki przebywają na zwolnieniach lekarskich, na kwarantannach domowych, ponieważ miały styczność z zakażonymi pacjentami, lub też same są jeszcze chore. Moglibyśmy już świadczyć opiekę zdrowotną dla mieszkańców Radomia, regionu, ale ze względu na brak dostatecznej ilości personelu nie jesteśmy w stanie tego zrobić.

Wielu z nas zadaje sobie to pytanie - dlaczego akurat na Józefowie skala pandemii była tak ogromna, w pewnym momencie nieporównywalnie wysoka do innych szpitali w Polsce. Nasuwa się pytanie, nam jako laikom, ale chyba zasadne, czemu Józefów? Czy były jakieś błędy w przygotowaniach do walki z pandemią?
- Musimy zauważyć, że tego typu sytuacja nie dotknęła tylko naszego szpitala. W ciężkim położeniu znalazły się przecież także placówki w Grójcu czy Nowym Mieście nad Pilicą. Dlaczego skala problemu u nas była największa? Dlatego, że jesteśmy największym szpitalem w regionie radomskim i ta infekcja dość szybko u nas się rozprzestrzeniła. Oczywiście, w pewnym stopniu nie byliśmy na taką skalę pandemii przygotowani, dotyczy to różnych szczebli. Nie można wprawdzie powiedzieć, że problem był bagatelizowany, ale z drugiej strony nie spodziewaliśmy się chyba tego, że koronawirus tak szybko rozprzestrzeni się w Polsce. Widzieliśmy co się dzieje, ale początkowo tylko w Chinach czy we Włoszech. Potem na początku marca słyszeliśmy doniesienia o pierwszym przypadku zachorowania w Polsce, potem kolejnych, ale takich, które miały miejsce jeszcze poza województwem mazowieckim. Co się potem stało? Wirus przeniósł się bardzo szybko również do nas. Wynikało to z tego, że infekcje do szpitala na Józefowie były przenoszone też z innych placówek, na przykład przez osoby z personelu, które pracują w kilku miejscach. Z drugiej strony nie byliśmy przygotowani, ponieważ nasz szpital nie został zakwalifikowany jako jednoimienny zakaźny. Mieliśmy do tego szczątkowe zabezpieczenie w środki ochronne, gdyż te największe zapasy trafiają jednak do placówek zakaźnych jednoimiennych, a takową w regionie jest Radomski Szpital Specjalistyczny przy ulicy Tochtermana. Tak naprawdę jednak dopiero od tygodnia czy dwóch zaczął funkcjonować jako ten jednoimienny.

Pod adresem szpitala na Józefowie padały różne mocne określenia jak „Syria”, „Kosowo”. Nawet jeśli jest w nich dużo przesady, to pewnie wy - lekarze walczący na pierwszej linii frontu - przeżywaliście bardzo ciężkie momenty w pracy.
- Przede wszystkim porównywanie obecnej sytuacji do wojny jest nietrafione. Z nią zetknęli się moi dziadkowie, gdy wybuchła w 1939 roku i też wtedy sądzili, że skończy się szybko... Ja natomiast nie byłem na wojnie w Kosowie czy Syrii, ani zapewne żadna z osób, które tych określeń używały. To jest zupełnie nieadekwatne i niesprawiedliwe w stosunku do osób, których objęły wojny i ucierpiały w czasie takich konfliktów. My jednak jesteśmy w lepszej sytuacji i zarazem gorszej. Dlaczego gorszej? Mamy do czynienia z wrogiem niewidzialnym. Nie wiadomo, w jaki sposób i kiedy zaatakuje, jak będzie przebiegała infekcja. Oczywiście, dużo rzeczy zapadło mi w pamięć, ale o wielu chciałbym zapomnieć.

Adam Kobayashi: - Mamy do czynienia z wrogiem, który jest niewidzialny i nie wiemy kiedy oraz w jaki sposób zaatakuje.

Nie każdy pacjent jednakowo znosi wirusa. U jednych objawy są silne, inni przechodzą go łagodnie.
- Przede wszystkim my jako lekarze pracowaliśmy w bardzo niecodziennych warunkach - mieliśmy na sobie kombinezony, maski, gogle, przyłbice. Nazwijmy to umundurowanie było takie, że druga osoba widziała tylko nasze oczy. Ludzie pracowali z pełnym poświęceniem. Nadal pracują. Ich zapamiętam najbardziej. Czuli strach, ale mimo tego widać było również poświęcenie z ich strony. Jak też bałem się i cały czas się boję. Rzeczywiście, u części osób ten przebieg choroby był ciężki i nieprzewidywalny. Zauważmy, że na przykład ja nie jestem wirusologiem, zakaźnikiem ani nawet internistą. Jestem neurologiem. Tymczasem tak się akurat złożyło, że na Józefowie najbardziej dotknięty pandemią koronawirusa był mój oddział - neurologia. Trafiają do mnie często na przykład pacjenci z udarami, ale nie posiadający jakichś ciężkich infekcji. Oczywiście, można powiedzieć, że na przykład zapalenie płuc to w naszych warunkach chleb powszedni. Tymczasem zetknęliśmy się z wirusem, którego zupełnie nie potrafimy leczyć i przebiega w sposób piorunujący. To również jest doświadczenie na przyszłość. Tych pacjentów staraliśmy się leczyć niemal z książką na kolanach. Albo inaczej - nie z książką, bo tych na temat COVID-19 jeszcze nie ma, lecz z komputerem na kolanach. Codziennie pojawiają się nowe doniesienia, wytyczne, czasem jest tak, że z dnia na dzień przeczą same sobie... Okazuje się, że skuteczniejsza jest jakaś nowa terapia, a ta, którą stosowaliśmy do tej pory nie pomaga czy wręcz nawet szkodzi. Jest to cały czas wyjątkowe wyzwania - medyczne, organizacyjne. My na Józefowie też stworzyliśmy własny oddział obserwacyjno-zakaźny. Tu trafiają do nas pacjenci. Proszę pamiętać, że często bezobjawowi. Oni siłą rzeczy będą trafiać najpierw do szpitali, które nie są jednoimienne. Te bowiem przyjmują pacjentów, którzy już są zdiagnozowani, wiadomo, że mają koronawirusa. Jeśli w zwykłych szpitalach nie stworzymy też obszarów zakaźnych, to może powtórzyć się taki scenariusz, jak u nas. Pacjenci zakażeni przebywali z tymi, mającymi inne choroby, infekcje roznosiły się dookoła.

Duszność, gorączka pojawiają się także przy grypie. COVID-19 jest więc wirusem bardzo podstępnym, gdyż można go z tą grypą pomylić. Czy są jednak charakterystyczne cechy, objawy koronawirusa?
- Znanymi nam domowymi sposobami na pewno go nie zdiagnozujemy. Zresztą w tej chwili nawet zdrowego pacjenta traktujemy jako potencjalnie zarażonego, ponieważ może on przechodzić chorobę zupełnie bezobjawowo. My też w naszym szpitalu mieliśmy takich pacjentów. Ich układ odpornościowy radził sobie z tym wirusem. Na trzydzieści osób takich było dziesięć, dwanaście takich osób. Byli również i tacy z ciężkim zapaleniem płuc, ale udało im się z tego wyjść. Na pewno charakterystyczne są silne duszności, zwłaszcza w tej fazie końcowej choroby. To są naprawdę bardzo dramatyczne sytuacje, wygląda to tak, jakby człowiek się dusił. My w tym czasie spoglądamy na rentgen i zapis tomografu płuc, widzimy, że pacjent nie ma już praktycznie czym oddychać... Tlen po prostu nie dostaje się do krwi.

Pacjentów staraliśmy się leczyć dosłownie z komputerem na kolanach. Nie z książką, bo takich o koronawirusie nie ma.

Niespełna tydzień temu odbyło się ostatnie pożegnanie Roberta Skóry, fizjoterapeuty ze szpitala na Józefowie. Jego śmierć zapewne poruszyła was, jako personel, również w mocnym stopniu.
- Pana Roberta nie poznałem akurat osobiście, ale bardzo współczuję jego rodzinie. To była na pewno szczególnie bolesna i trudna sytuacja. Większość pacjentów z oddziału na którym pan Robert pracował, przeniesiono potem do nas, na neurologię, aby nie pojawiały się już zakażenia na innych oddziałach. Na neurologii pracowały pielęgniarki na co dzień zatrudnione na tym samym oddziale co pan Robert. Czuliśmy wielki ból, żal, ale i zaskoczenie. Do tego dochodziła świadomość, że to mógł być każdy z nas... To nie jest bowiem tak, że miał zawał, nadciśnienie. Pracujemy po prostu w środowisku, które jest zanieczyszczone, albo może być.

Ten szpital trzeba zamknąć, poddać dekontaminacji, czyli oczyścić z wirusów - takie opinie padały jeszcze niedawno pod adresem Józefowa.
- Całkowite zamknięcie szpitala nie byłoby możliwe. Nie wszystkie oddziały były zainfekowane. Druga sprawa - jeśli zamknęlibyśmy cały szpital, dostępu do leczenia, terapii, nie mieliby pacjenci z chorobami onkologicznymi. Teraz jesteśmy też jedynym szpitalem w Radomiu z oddziałem ginekologii i położnictwa. Tak samo wygląda sytuacja z neurochirurgią. W promieniu stu kilometrów wokół Radomia nie ma żadnego innego takiego oddziału. Podobnie chirurgia dziecięca. Z tych powodów zamknięcie szpitala było więc niemożliwe, byłoby wręcz reakcją histeryczną. Dekontaminacja, czyli oczyszczanie szpitala nie odbywa się też w ten sposób, że się zamyka wszystkie okna w całym budynku i wpuszcza gaz. Można ją przeprowadzić w danym skrzydle, a oddziały w pozostałej części szpitala mogą pracować. Głównym powodem, dla którego mogłoby dojść do takiej sytuacji, stałby się tylko brak personelu. Mam nadzieję, że do takowa sytuacja nigdy nie nastąpi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Studio Euro odc.4 - PO AUSTRII

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na radom.naszemiasto.pl Nasze Miasto