Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Do pracy przyjmę od zaraz

Grzegorz Stępień
Marek Mieńkowski, właściciel radomskiej kawiarni Parkowa, od dłuższego czasu bezskutecznie szuka kelnerki lub kelnera. Co raz częściej sam musi stawać za barem, foto: Grzegorz Stępień
Marek Mieńkowski, właściciel radomskiej kawiarni Parkowa, od dłuższego czasu bezskutecznie szuka kelnerki lub kelnera. Co raz częściej sam musi stawać za barem, foto: Grzegorz Stępień
W Radomiu, który od lat boryka się z wysokim bezrobociem, zajęcia dla specjalistów z branży budowlanej, sprzedawców, barmanów czy kelnerek nie brakuje. Tymczasem chętnych do pracy jest jak na lekarstwo.

W Radomiu, który od lat boryka się z wysokim bezrobociem, zajęcia dla specjalistów z branży budowlanej, sprzedawców, barmanów czy kelnerek nie brakuje. Tymczasem chętnych do pracy jest jak na lekarstwo. Pracodawcy miesiącami szukają kandydatów do zatrudnienia.

Spośród polskich miast powyżej 100 tys. mieszkańców Radom wciąż plasuje się na pierwszym miejscu pod względem bezrobocia. W lipcu br. wyniosło ono 22,5 proc. Ale to i tak lepiej w porównaniu z poprzednimi latami. Rok temu w pośredniaku zarejestrowanych było 28 proc. mieszkańców.

W ogólnopolskie statystyki obrazujące bezrobocie w Radomiu zupełnie nie wierzą radomscy pracodawcy, którzy od dawna nie mogą znaleźć chętnych do pracy. Dane Powiatowego Urzędu Pracy w Radomiu potwierdzają, że najbardziej poszukiwani w regionie są budowlańcy: blacharz, dekarz, cieśla, glazurnik, malarz-szpachlarz, murarz-tynkarz i zbrojarz. Na 169 ofert z 24 września aż 38 dotyczyło budowlańców. Sprzedawców poszukiwało 24 pracodawców, a po raz pierwszy od dwóch miesięcy pojawiły
się oferty dla kelnerów i barmanów. Tych ostatnich właściciele kawiarni i restauracji znacznie częściej szukają jednak poprzez ogłoszenia w prasie, radiu lub bezpośrednio w lokalu. Niestety, bez większych sukcesów.

– Nie pracuję od dwóch lat, bo nie ma dla mnie pracy – z rozbrajającą szczerością wyjaśnia Marcin Nowak, 33-letni niewykwalifikowany. Ma wykształcenie podstawowe, mieszka pod Radomiem z matką, która jest na emeryturze. Pani Bożena z zawodu jest ekspedientką, ale – jak mówi – w sklepie pracować nie chce. – Dostanę góra 700 zł, narobię się za trzy osoby, a szef i tak będzie niezadowolony – tłumaczy. Woli pomagać na weselach i przyjęciach. – Tam za noc dostanę co najmniej 150 zł, więc mam z czego żyć – przekonuje.

28-letni Robert, absolwent wydziału transportu Politechniki Radomskiej, pracował chwilę w firmie handlowej, ale – jak mówi – to był horror. Zarabiał przyzwoicie, powyżej 2 tys. zł, ale nie wytrzymywał stresu. – Ciągłe limity, plany, założenia i użeranie się z klientami. To nie dla mnie – urywa. Od kilku lat jeździ do pracy w Norwegii. Pracuje tam trzy, góra cztery miesiące i wraca do Polski.

Z początkiem września w większości radomskich restauracji, kawiarni i pubów pojawiły się ogłoszenia o wolnych posadach dla kelnerów, barmanów, pomocy kuchennych. Zapotrzebowanie jest tak duże, że
gastronomicy przestali wymagać od kandydatów stosownych kwalifikacji czy doświadczenia w zawodzie.
– Mimo to wciąż mamy poważny problem ze znalezieniem pracowników – rozkłada ręce Paweł Dąbrowski, współwłaściciel klubu muzycznego Strefa G2. Jak mówi, jeszcze kilka miesięcy temu wystarczyło
zamieszczenie ogłoszenia w prasie albo radiu, a natychmiast przed klubem ustawiała się kolejka chętnych. Teraz na anons odpowiada jedna osoba, czasem dwie.
– Ale najczęściej jest tak, że jeśli nawet ktoś rozpocznie pracę, to po kilku dniach z niej rezygnuje – skarży się Dąbrowski.

Słowa kolegi po fachu potwierdza Marek Mieńkowski, właściciel kawiarni Parkowa. Od dłuższego czasu bezskutecznie szuka kelnerki lub kelnera. – Zdaję sobie sprawę, że praca w kawiarni nie jest lekka.
Ale nie oczekuję od kandydatów żadnego doświadczenia, a jedynie chęci do nauki i elementarnych zasad kultury – przyznaje.

Zdaniem restauratorów braku rąk do pracy nie można tłumaczyć niskimi zarobkami. Radomscy kelnerzy dostają ok. 650–700 zł na rękę. Do tego zawsze mogą liczyć na hojność swoich klientów.
– Bywa, że po jednym wieczorze mam nawet 200 zł z napiwków – potwierdza Agata, kelnerka w jednej z radomskich restauracji.

Równolegle z kawiarniami i restauracjami, poszukiwania pracowników rozpoczęły radomskie sklepy. Pierwsze ogłoszenia pojawiły się na witrynach sklepów już pod koniec wakacji.
– Mamy coraz więcej klientów, to i dodatkowi sprzedawcy by się przydali – mówi Agnieszka Chołuj, właścicielka sklepu spożywczego w centrum miasta. Dodaje, że pracowników szukają też jej znajomi z branży, ale odzew na zamieszczane anonse jest prawie żaden.

Sprzedawca w sklepie spożywczym zarobi miesięcznie w granicach 700–850 zł netto. W sklepie z markową odzieżą dostanie co miesiąc ok. 950 zł na rękę. Na zdecydowanie większe zarobki mogą liczyć budowlańcy. Pracownik zatrudniony np. przy ocieplaniu i tynkowaniu ścian zarabia miesięcznie 2500 zł brutto (1750 zł na rękę). Najlepsze zarobki czekają na cieśli i murarzy. Ci za swą pracę mogą dostać miesięcznie nawet 2100–2800 zł na rękę. Niestety, w tej branży chętnych do pracy też brakuje. Roman
Saczywko, właściciel Rosabudu, przyznaje, że odkąd ludzie zaczęli masowo wyjeżdżać do Wielkiej Brytanii i Irlandii, w polskim budownictwie zaczął się dramat.

– Jestem gotów od ręki przyjąć każdego pracownika, również niewykwalifikowanego. Żeby tylko chciał pracować, a nie podpierać się o łopatę – zapewnia Saczywko.

Na braku chętnych do pracy cierpią, niestety, przeciętni radomianie. W kawiarniach, restauracjach
i sklepach mogą napotkać gorszą obsługę, a budowa lub remont domu ciągnie się w nieskończoność.

Brak budowlańców na własnej skórze odczuł Wiesław Pietrzyk, prywatny przedsiębiorca, który właśnie stawia dom. Przyznaje, że znalezienie fachowców graniczy dziś z cudem. – Ekipę musiałem zmieniać kilka razy. A i tak żadna z nich nie dotrzymała terminu, nie mówiąc o poprawkach – denerwuje się Pietrzyk. Tłumaczy, że z identycznymi problemami borykają się jego sąsiedzi. Jak mówi, problem polega na tym, że najlepsi fachowcy już dawno wyjechali z kraju.

– To dziwne, że w mieście o tak wysokim bezrobociu ludzie nie szukają zatrudnienia – dziwi się Marcin Górka, fizjoterapeuta z Radomia. Złości się, kiedy uświadamia sobie, że osoby takie jak on są zmuszone utrzymywać rzeszę niechętnych do pracy ludzi.

– Obawiam się o jakość usług. Jak tak dalej pójdzie, to obsługa w sklepach czy kawiarniach będzie na coraz gorszym poziomie – dodaje Robert Sala, pracownik bankowy. Jego opinię potwierdza Marek Mieńkowski. – Już teraz dochodzą do mnie sygnały od niezadowolonych klientów – przyznaje właściciel
Parkowej. Tłumaczy jednak, że trudno dziś z dnia na dzień znaleźć i wyszkolić dobrego pracownika.
Dlatego coraz częściej sam staje za barem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na radom.naszemiasto.pl Nasze Miasto