Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Życie i śmierć za kratami

Anna Drela
Oficjalnie w radomskim areszcie „fala“ wśród więźniów nie istnieje, ale na wszelki wypadek nikt nie chce na ten temat mówić, foto: FILIP ĆWIK, IZABELA SUŁEK
Oficjalnie w radomskim areszcie „fala“ wśród więźniów nie istnieje, ale na wszelki wypadek nikt nie chce na ten temat mówić, foto: FILIP ĆWIK, IZABELA SUŁEK
W radomskim areszcie śledczym zmarł Henryk Niewiadomski, ps. Dziad, uważany za przywódcę gangu wołomińskiego. Przypadki zgonów zdarzają się tam jednak wyjątkowo rzadko. Oddany w 1998 r.

W radomskim areszcie śledczym zmarł Henryk Niewiadomski, ps. Dziad, uważany za przywódcę gangu wołomińskiego. Przypadki zgonów zdarzają się tam jednak wyjątkowo rzadko.

Oddany w 1998 r. nowoczesny obiekt uchodzi za jeden z nowocześniejszych w Polsce. Jak udało nam się ustalić na podstawie danych Prokuratury Rejonowej w Radomiu, samosądów, w których ktoś straciłby życie, nie było wcale.

W każdym przypadku, kiedy ktoś kończy życie w areszcie lub zakładzie karnym, postępowanie prowadzi prokuratura. Tak jest też w przypadku śmierci "Dziada". Jak poinformował Robert Czerwiński, prokurator rejonowy dla miasta Radomia, śledztwo trwa, ale wstępnie przyjęto, że przyczyną zgonu
był wylew.

W statystykach samobójstw areszt śledczy w Radomiu pojawia się bardzo rzadko. Ostatnie miało miejsce w ubiegłym roku. Zdaniem kapitana Krzysztofa Linowskiego, rzecznika aresztu śledczego, to zasługa właściwego systemu obserwacji osadzonych. Jest w tym rola wychowawcy, psychologa, oddziałowego i współwięźniów z celi.

– Jeśli ktoś zdradza skłonności samobójcze, najpierw przeprowadzane są rozmowy, rozpoczynana terapia przez psychologa. Jeśli takie są wskazania medyczne, osoba może być przeniesiona do szpitala psychiatrycznego – dodaje rzecznik.

W areszcie w Radomiu znajduje się pawilon dla tymczasowo aresztowanych oraz pawilon zakładu karnego typu zamkniętego dla odbywających karę po raz pierwszy i młodocianych. W jednostce funkcjonuje oddział dla osób wymagających osadzenia w warunkach zapewniających wzmożoną kontrolę.

Jak twierdzi Krzysztof Linowski, rzecznik Aresztu Śledczego w Radomiu, resocjalizacja każdego
osadzonego odbywa się za pomocą tych samych metod, czyli pracy, nauki, zajęć kulturalno-oświatowych i sportowych oraz różnych terapii. Różnica polega na tym, że ci uznani za niebezpiecznych mają mniejszy kontakt ze światem zewnętrznym. Znajdują się w oddzielnym pawilonie z dodatkowymi zabezpieczeniami ochronnymi, najbardziej oddalonym od murów więziennych.
Na każde legalne widzenie z krewnymi lub przyjaciółmi zgodę wydaje prokuratura. Takie spotkania odbywają się w obecności służb więziennych. Jednak są jeszcze inne próby nawiązania kontaktów, bez
umundurowanych świadków. Odczuli to właściciele działek na terenie ogrodów działkowych Malinka, które sąsiadują z więziennym murem. Wizyty znajomych osadzonych, którzy na różne sposoby usiłowali
przekazać coś za mur, stały się na tyle uciążliwe, że na początku tego roku doszło do spotkania z udziałem władz Radomia i dyrekcji aresztu śledczego.

– Zapewniliśmy dodatkowy monitoring terenu graniczącego z działka mi za pomocą telewizji przemysłowej. Wystawiliśmy dodatkowe posterunki. Osadzeni, którzy podejmują takie nielegalne kontakty, poniosą konsekwencje dyscyplinarne – wyjaśnia Krzysztof Linowski.

Nie był to jednak jedyny sposób nielegalnego komunikowania się z osadzonymi. Kilka lat temu do tego celu wykorzystywano program jednej z lokalnych rozgłośni radiowych, w którym można było przesyłać pozdrowienia. Zdaniem rzecznika aresztu tę sprawę załatwiła rozmowa z redakcją i zwrócenie jej baczniejszej uwagi na treści pojawiające się w eterze.

Zarówno prokuratura, jak i służby więzienne zapewniają, że w Radomiu nie ma zjawiska fali. Jednak sprawa wyżywania się nad innymi więźniami to drażliwy temat także tutaj. Narażone mogą być osoby, które nie przyznają się do przynależności do podkultur więziennych, byli policjanci czy inni funkcjonariusze publiczni oraz skazani za wyjątkowo bulwersujące przestępstwa, jak pedofilia, gwałty.

Jak wyjaśnia prokurator Czerwiński, znęcanie się nad osadzonymi to przestępstwo, za które grozi kara od 3 do 5 lat pozbawienia wolności. Prokuratura stawia zarzuty, sprawę rozstrzyga sąd. Jeśli wyrok jest skazujący, nowa kara doliczana jest do odbywanej.

– Może się zdarzyć, że wyrok zapada po zakończeniu poprzedniej kary. Wtedy skazany wraca do zakładu – dodaje prokurator Czerwiński.

Konflikty lub znęcanie się nad innymi więźniami w Radomiu nie są problemem, ale podobnie jak w całej Polsce oprócz prokuratury wkraczają wówczas także służby więzienne ze swoim systemem wewnętrznych kar. Najmniej surowa to ograniczenie widzeń lub przyjmowania paczek, najpoważniejsza to cela izolacyjna. Za zgodą sędziego penitencjarnego taki pobyt może trwać nawet do 28 dni.

Samobójstwa czy próby znęcania nigdy nie miały miejsca podczas transportu więźniów. Jak dowiedzieliśmy się w biurze prasowym Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu, szczegółowe procedury obowiązujące podczas transportu są tajne. Jednak, jak zapewnił nas Rafał Sułecki z biura prasowego KWP, funkcjonariusze muszą przez cały czas mieć na oku skazanych, a bramki wykrywające metal znajdują się zarówno w zakładach karnych, jak i w sądach. To niemal całkowicie eliminuje możliwość posiadania niebezpiecznych przedmiotów, jak i zachowania zagrażające bezpieczeństwu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na radom.naszemiasto.pl Nasze Miasto