"Tartuffe, czyli Świętoszek" Moliera to premiera przedstawiona w Teatrze Powszechnym w Radomiu
Ohydnego, lubieżnego cwaniaka, podpierającego się bożym słowem, nie wymyślił Molier. On tylko utrwalił go na scenie. Tenże typ przechodzi z epoki na epokę i można pokazywać go pod dowolną szerokością geograficzną i w dowolnym czasie. Jarosław Tumidajski, reżyser radomskiego przedstawienia, wybiera nasze lata ubierając postaci w lekko tylko stylizowane kostiumy.
Na scenie mamy zatem współczesne mieszkanie klasy wyższej, ogród z grillem, wjeżdżającego mercedesa z właścicielem - Orgonem, a nieco dalej – stojącą figurkę papieża, Jana Pawła II. Co prawda to kicz, ale dowodzący, że wszyscy w domu żyją po bożemu.
Jednym słowem raj, choć rychło okaże się, że to raj nieco splugawiony. Pan domu, Orgon, zapatrzył się bowiem w osobnika świętego. I uległ tej świętości do tego stopnia, że gotów oddać mu wszystko łącznie z córką i domem, a pewnie i mercedesem. Tymczasem ten święty to...wstyd powiedzieć, kto.
I oto znana ze szkolnych lektur komedia ożywa. Ba! Toczy się lekko i swobodnie i mimo innowacji wskazuje, że siła tego tekstu nie zmalała – wciąż niezwykle trafnie punktuje on fałszywą religijność , hipokryzję i podłość, stając się lustrem, w którym odbija się rzeczywistość.
Ogłupiałym lecz znakomitym Orgonem jest Marek Braun. Aż szkoda, że dał się tak omamić! Jest tak szczerze zakochany w Tartuffie, że mu wierzymy, aczkolwiek znając sztukę, chcemy powiedzieć: "Ty idioto...!" Bo to nawet nie jest śmieszna ta miłość. Nie wyrzeknie się jej choćby pod wpływem bliskich, Kleanta, na przykład - energiczny Michał Węgrzyński.
Tym bardziej szkoda Orgona, kiedy - pod stołem - poznaje prawdę.
Drugi filar spektaklu Jakub Kamieński – Tartuffe, gra równie znamienicie, jakkolwiek miejscami zmierza do groteski. Nie było jej u Moliera. Ale w konwencji tego przedstawienia nie razi.
Cztery panie Aleksandra Bogulewska – Marianna, Katarzyna Dorosińska – Elmira, Maria Gudejko – Doryna i Iwona Pieniążek – Pani Pernelle są rewelacyjne. Co za dynamika, co za siła wyrazu! Każda rzecz jasna, to indywidualność w swoim stylu, lecz w sumie dają pokaz swego talentu.
Piotr Gawron – Jedlikowski - Walery, Mateusz Kocięcki – Damis i Piotr Kondrat – Pan Godzic, dopełniają ów koncert gry.
Są w przedstawieniu sceny świetne - jak choćby kłótnia Marianny z Walerym czy kuszenie Tartuffe'a przez bardzo seksowną Elmirę. No i wspomniana już sekwencja z podsłuchującym pod stołem Orgonem.
Złowieszczy jest finał. Świętoszek eksmitował całą rodzinę. U Moliera w domu zjawia się oficer gwardii, by aresztować Tartuffe'a , który okazał się znanym oszustem... U Tumidajskiego Tartuffe triumfuje. W swoistym kostiumie, mocno oświetlony na podium, przypomina, że zło jest wieczne.
Przepiękna jest oprawa plastyczna spektaklu. Scenograf Michał Dracz i autorzy kostiumów: Krystian Szymczak i Katarzyna Sobolewska, wyczarowali bajkową wprost scenerię. Czerwona, mieniąca się suknia Katarzyny Dorosińskiej zostaje w pamięci nawet po opuszczeniu widowni. Brawo!
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?